czwartek, 25 września 2014

Rozdział 9

Rano miałam wizytę u ginekolog. Wstałam wcześnie, zrobiłam sobie śniadanie i wsiadłam w auto. Wjechałam do centrum Londynu po to, by postać sobie w korkach. Kocham to. Gdy już dojechałam do przychodni, weszłam do środka i poinformowałam o swoim przybyciu. Jakaś pani, zapewne recepcjonistka, powiedziała mi, że gabinet pani McCarthy jest wolny i mogę wejść. Grzecznie zapukałam, następnie otwierając drzwi. Doktorka powitała mnie z ciepłym uśmiechem i poprosiła bym usiadła. Ściągnęłam swoją kurtkę i nerwowo usiadłam na krześle, naprzeciwko niej. Martwię się o dziecko, mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Powiadomiłam jej o przyczynie wizyty, a ta od razu zabrała mnie na badania. Robiłyśmy je jakieś czterdzieści minut, a czekanie na wyniki zajęło kolejną godzinę. Obgryzłam już wszystkie paznokcie wraz ze skórkami, moja warga jest opuchnięta od tej samej czynności. Po kilkudziesięciu minutach wyczekiwań, pani lekarz przyszła z kartką, na której miała wyniki badań. Miałam ochotę jej to wyrwać i sama przeczytać, bo pewnie będzie niepotrzebnie przeciągała.
-Jeśli pani przestanie palić, dziecko powinno urodzić się zdrowe. - jednak nie przeciąga. I dobrze. Ale wiadomość nie była zbytnio pozytywna. A co jeśli nie rzucę swojego nałogu? Zapytałam o to, chodź wiem, że palenie źle wpłynie na rozwój dziecka. - Jest prawie sto procent szans, że będzie miało w przyszłości astmę. Sto, ponieważ, gdyby wcześniej pani wiedziała i rzuciła nikotynę, nie musiałaby się pani o to martwić. - wytłumaczyła i najwyraźniej nie była szczęśliwa z tego. Inne badania nie były złe, więc dostałam receptę na
leki, które w razie skurczów mają łagodzić ból i z powrotem znalazłam się w samochodzie. Udałam się do apteki, a potem do domu. Wysiadłam z auta i otwarłam tylne drzwi, by wyciągnąć siatkę z zakupami. Wyciągnęłam z kieszeni kurtki klucze, by zamknąć Range Rover'a Hazzy. Szperałam w kieszeniach, ale nigdzie nie mogłam znaleźć. Odwróciłam się i ujrzałam w oddali dziewczynę z niebieskimi włosami, opartą o barierkę schodów. Swój wzrok miała skierowany przed siebie. Na chwilę odwróciła głowę w moją stronę. Uśmiechnęła się pod nosem i wypuściła dym z ust. Nie zwracając już uwagi na to, że nie zamknęłam pojazdu mojego męża, wbiegłam do domu i zamknęłam drzwi na wszystkie możliwe zamki. Nie ściągając z siebie ubrań, poszłam do kuchni i na blacie zostawiłam siatkę z lekami. W całym domu było cicho. Nie było nikogo, kto mógłby ją zagłuszyć. Współlokatorzy w pracy, a Harry pewnie wyszedł gdzieś z Alex'em. Moje ciśnienie skoczyło, gdy usłyszałam powolne pukanie do drzwi. Zastygłam wtedy w miejscu. Wiedziałam kto puka, a ja nie wiedziałam co zrobić. Moje serce waliło, jak szalone. Kiedy myślałam, że już sobie poszła, cicho wróciłam do przedpokoju. Stanęłam w półkroku, gdy znów rozległo się pukanie. Kolejna przerwa, tym razem trochę dłuższa, a po niej dzwonek. Kilka razy ktoś zadzwonił, w międzyczasie przyszedł mi sms. Wyciągnęłam telefon ze spodni i odblokowałam wyświetlacz. Otwarłam skrzynkę pocztową i wiadomość od Harry'ego.
"Otwórz, proszę ;)"
Po odczytaniu, od razu im otworzyłam. Ujrzałam mojego męża, trzymającego w jednej ręce Alex'a, a w drugiej czerwoną różę. Przekroczył próg i powitał mnie krótkim buziakiem. Wręczył mi kwiat i rozebrał swoje jesienne ubrania. Zrzucił je również ze swojego bratanka i razem poszliśmy do kuchni.
-Co to jest? - zapytał zaglądając do reklamówki. 
-Moje lekarstwa. - odpowiedziałam krótko, podając małemu kawałek banana, którego mu wcześniej obrałam.
-A właśnie, co z dzieckiem? - dalej zadawał pytania, a ja miałam pustkę w głowie. Cały czas myślałam o sytuacji sprzed paru minut. Moje serce dalej wali, jak oszalałe.
-Wszystko dobrze. - mruknęłam cicho, blado się uśmiechając.
-Jakim dzieckiem? - spytał mały Alex, wcinając owoc.
-Ja i ciocia zostaniemy rodzicami. - wyjaśnił Harry. Pokiwał twierdząco głową. - Tak, jak twoi rodzice, po raz drugi. - miałam ochotę go uderzyć. Rose wczoraj tyle razy prosiła byśmy nic nie mówili jej synkowi, bo czekają na odpowiedni moment, a ten tak po prostu wypalił z tym tekstem. Nie słuchał jej, czy co?
-Będę miał brata?
-Albo siostrę. - odpowiedział loczek. Oddał mu ostatek banana i poszedł sobie, nic nie mówiąc. - Co? - zapytał, gdy zobaczył moje rozzłoszczone spojrzenie.
-Czy ty czasami słuchasz Rosalie? - krzyknęłam szeptem na niego. Pokiwał głową, nie wiedząc o co tak właściwie mi chodzi. - No chyba nie. Cały czas prosiła by nic nie mówić o ciąży, a ty tak po prostu to zignorowałeś!
-Sorry, zapomniałem. - uniósł dłonie w geście poddania się i wyszedł z pomieszczenia. Chyba na początku mówiłam, że nasze małżeństwo nie jest idealne, a z Harry'm się kłócę? Właśnie tak to wygląda. Ja się po nim wdzieram, a on powie "Sorry, zapomniałem" i myśli, że po wszystkim. Westchnęłam zrezygnowana i poszukałam Horan'a. Siedział w salonie na sofie i oglądając swój ulubiony show w telewizji, tulił się do misia, jak najmocniej potrafił. Usiadłam obok i pogłaskałam w główkę, próbując zwrócić jego uwagę. Niestety mały nawet nie drgnął. Zawsze na to reagował, zresztą wystarczyło, że byłam w tym samym pokoju, co on i już miałam całą jego uwagę na sobie. Jest obrażony, a ja to doskonale wiem.
-Alcio... - mówimy tak na niego, gdy się złości, jest mu smutno. Słysząc tą nazwę, tylko mocniej wtulił się w pluszowego misia, którego nazywa Pan Gruszka. - Mały, nie obrażaj się, bo nie ma o co. - próbowałam go jakoś pocieszyć, ale mi nie szło. Pierwszy raz w życiu. Ponowiłam swoje próby kilkakrotnie, lecz nie byłam w stanie. Zostawiłam go samego.


*Oczami Rose*

-Wróciliśmy! - krzyknęliśmy wraz z Niall'em, już od progu. W salonie zastaliśmy Victorię i Alex'a oglądających telewizję. - Jak tam u lekarza? - usiadłam obok blondynki.
-Ok. - mruknęła cicho, nie odwracając wzroku od telewizora. 
-A tobie co się stało? - Nialler dźgnął lekko bok naszego syna. - Ej, odezwij się... - próbował go rozweselić, ale nie odzywał się. Spojrzałam wyczekująco na Vicki.
-Harry powiedział mu, że będzie miał rodzeństwo. - westchnęła i poszła do swojego gabinetu. Przysunęłam się bliżej moich mężczyzn i położyłam dłoń na ramieniu tego mniejszego. Zostawił pana Gruszkę i wszedł na moje kolana, chowając twarz w zagłębieniu szyi. Rozpłakał się, kiedy tuliłam go do siebie. Spojrzałam zdziwiona na Niall'a, ale w sumie mogłam się spodziewać takiej reakcji. Rzadko kiedy małe dziecko cieszy się, że będzie miało brata, lub siostrę.
-Przecież nie ma o co płakać, kochanie. - szepnęłam mu do ucha, próbując uspokoić.
-Właśnie, że jest! - wypowiedział przez płacz.
-Ale o co? - odchylił się trochę ode mnie i otarł swoje policzki z łez.
-Bo mnie zostawicie! Ja nie chcę być sam! - wykrzyczał, po czym ponownie zaczął szlochać. Zaśmialiśmy się cicho wraz z mężem.
-Co ty to za głupoty opowiadasz. Nie zostawimy cię, dalej będziesz naszym oczkiem w głowie. - blondyn wytłumaczył, co uspokoiło go trochę.
-Będziecie mnie kochać? - zapytał pociągając w nosku.
-Oczywiście, że tak! - odpowiedzieliśmy chórem, uśmiechając się do niego ciepło. Odwzajemnił to i przytulił się do nas obu. Skopię dzisiaj tyłek Styles'owi.


***

Po dokładnej rozmowie z moim synkiem o rodzeństwie, zjedliśmy kolację, a Niall ułożył malucha do snu. 
-Harry, do mnie. - zawołałam go, gdy skończył zmywać zaczynia.
-Tak? - przyszedł do salonu. Byliśmy sami, więc swobodnie mogę mu skopać tyłek. 
-Jak mogłeś powiedzieć Alex'woi, że będzie miał rodzeństwo?
-Normalnie. Po co miałbym okłamywać małego? Chyba lepiej żeby dowiedział się teraz, niż jakbyście uświadomili go już po narodzinach.
-Tak, ale powinien dowiedzieć się od nas.
-I o to robisz mi tu całą dyskusję? Wy z Niall'em tłumaczylibyście mu to strasznie długo pewnie od słów "bo gdy rodzice bardzo się kochają chcą mieć dzieci...", a tak to was wyręczyłem i oszczędziłem małemu niepotrzebnej gadki. - popatrzyłam się na niego i co chwilę wymyślałam mu inny sposób śmierci. Ale może i ma racje. Moje przemyślenia przerwała mi Vicki i Niall schodzący z góry.
-To jak, co dziś oglądamy? - spytał się mój mąż, siadając obok mnie na kanapie. Victoria zajęła miejsce na kolanach Harry'ego i włączyła film. W połowie moja przyjaciółka zasnęła, a ja gorzej się poczułam, więc na tym zakończył się nasz wieczór filmowy. Rozeszliśmy się do pokoi i zasnęliśmy.

3 komentarze:

  1. Niesamowite! Jestem ciekawa, co będzie dalej :))
    Może, powinnaś kończyć w jakimś momencie, pełnym napięcia? Czytelnicy, będą jeszcze bardziej zaciekawieni.
    Pozdrawiam!

    http://dont-say-fanfiction-zayn-malik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń