poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 7

Ważna notatka pod rozdziałem.

-I myślisz, że tak po prostu przyjdziesz i przeprosisz? - zaczął robić mi wyrzuty. Trochę go nie poznaję. Zawsze wystarczyło go przeprosić i po sprawie. Ale zawsze to nie teraz. Pokręciłem przecząco głową. - No to dobrze. Znosiłem cię przez tyle lat, robiłem wszystko za ciebie, a to dlatego, że najzwyczajniej ci współczułem straty rodziców. A ty to tak perfidnie wykorzystałeś! - krzyknął zdenerwowany. Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie. Nawet wtedy, gdy Zayn próbował zgwałcić Rose, nie był w takiej furii. - Jak chcesz odzyskać moje zaufanie, to radzę ci się bardziej postarać. - dopowiedział i wyszedł z gabinetu trzaskając drzwiami. Patrzyłem na nie przez kilka minut, nie wiedząc co mam zrobić, by mi wybaczył. Myślałem, że wróci, ale po dwudziestu minutach dalej go nie było. Westchnąłem zrezygnowany i opuściłem biurowiec Horan'ów.


*Oczami Niall'a*

Przeprosi i będzie wszystko ok. Jasne, ale tylko w filmie. Pragnę zauważyć, że jesteśmy w prawdziwym życiu, nie bajce. Siedziałem u ojca w gabinecie, czekając aż Hazz sobie pójdzie, nie mam ochoty go oglądać.
-A ty mógłbyś wyciągnąć do niego pierwszy rękę. - zaproponował Bobby.
-Robiłem to przez całe życie, teraz kolej na niego. - skarciłem tatę, nawet na niego nie patrząc. Na monitoringu ujrzałem jego sylwetkę, przemieszczającą się do czarnego Range Rover'a, który codziennie rano widzę na podjeździe mojego domu. Skoro już sobie poszedł, mogę wrócić do siebie. Po drodze mijałem moją żonę, jak zwykle zapracowaną. Teraz tym bardziej nie będzie miała łatwo. Jak każdy w tej firmie.
-Harry przed chwilą wyszedł. - oznajmiła spoglądając na mnie kątem oka.
-Wiem. - odpowiedziałem krótko.
-Nie możesz mu ustąpić? Taka sytuacja nie odpowiada żadnej ze stron. - odłożyła papiery i wręczyła mi czerwoną teczkę z umowami. Niall to, Niall tamto. Czy chodź raz Styles nie może zrobić czegoś sam? Od początku, do końca? Niech się postara, bo w życiu nie jest łatwo, a z tego co pamiętam, to kiedyś już miał pod górkę.
-Nie mogę. - uciąłem odwracając wzrok. Usiadłem przy swoim biurku, uruchamiając laptopa. Chwilę później znowu zobaczyłem Rosalie, ponieważ przyniosła dla mnie kawę. Podziękowałem jej buziakiem i wróciłem do pracy.

***

Świat naprawdę mnie kocha. Najpierw Harry, a teraz samochód. Zepsuł się, bo nie chciał odpalić. Serwis zabierze go dopiero jutro rano. Muszę wrócić sam na nogach do domu, a kawałek do niego mam. Jest już późno, a na niebie zaczynają pojawiać się pojedyncze gwiazdy. Postanowiłem pójść skrótem, który o tej porze nie do końca może być bezpieczny. Skrót prowadzi ciemnymi zaułkami Londynu. Dokładnie rozglądając się z każdym postawionym krokiem, maszerowałem niczego sobie. Nagle usłyszałem jakieś krzyki, oddalone ode mnie o kilkadziesiąt metrów. Przyśpieszyłem kroku i dotarłem na skrzyżowanie uliczek. Odwracając głowę w lewo, ujrzałem jakiegoś faceta okładającego innego mężczyznę. Napastnik był wysoki, lecz niezbyt dobrze zbudowany. Ubrany całkiem na czarno, wraz z kominiarką na głowie. Ofiara była ubrana w czarny płaszcz, rurki i eleganckie buty, które są trochę zniszczone. Na głowie nie miał czapki, tylko burzę loków. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to Harry. Rzuciłem swoją torbę na ziemię, po czym pobiegłem w ich stronę. Jednym ruchem odciągnąłem kolesia od mojego brata, a następnie przyłożyłem mu w twarz. Nie raz, ani nie dwa. Kiedy wiedziałem, że nie ma na nic siły, odszedłem do niego.
-Nic ci nie jest? - zapytałem loczka. Pokręcił przecząco głową, ale ja wiedziałem, że nieźle dostał po brzuchu i twarzy. Ciągnąc go za ramię i zabierając nasze rzeczy, oddaliliśmy się na tyle, by znaleźć się na głównej ulicy. Zadzwoniłem do Rose, by po nas przyjechała. Podałem jej adres, a potem się rozłączyłem.
-Co on od ciebie chciał? - zapytałem, z myślą, że dostanę odpowiedź.
-A czego mógł chcieć? Pieniędzy... - wystękał. Czekaliśmy niecałe dziesięć minut na panią Horan. Pomogłem mu wsiąść na tylne siedzenie czarnego Audi Rose. Sam usiadłem obok niego, by wiedzieć, czy w ogóle da radę dojechać do domu, czy nie będzie trzeba z nim jechać do szpitala. Dopiero teraz zauważyłem, że ma rozciętą wargę w dwóch miejscach, siniaka pod okiem oraz na kości policzkowej. Moja żona stwierdziła, że to nie jest na tyle dotkliwe, by jechać z tym na pogotowie, więc pojechaliśmy do domu.
-Harry?! Co ci się stało? - przerażona Victoria od progu zarzuciła nas pytaniami.
-Pobili go. - odpowiedziałem za niego, kiedy Rose zaprowadziła go do łazienki, by opatrzyć mu rany. Blondynka również tam pobiegła, a ja udałem się do salonu. Bawiłem się z Alex'em, dopóki nie wrócili. Chłopak usiadł obok mnie, widać, że nie miał już na nic siły. - Masz za swoje. - odpowiedziałem bez większego entuzjazmu. Mruknął coś pod nosem, podpierając się na kolanach. - Myślę, że tyle już wystarczy. - ściągnął dłonie z twarzy i popatrzył na mnie. Nie do końca zrozumiał, co mi po głowie chodzi, więc mu wytłumaczyłem. - Wystarczy już tego. To się ciągnie kolejny tydzień i mam już tego dość. - odetchnąłem głęboko, po tym, jak to powiedziałem.
-Dziękuję, stary. - uścisnęliśmy się po bratersku i w końcu poprowadziliśmy normalną rozmowę. Bez żadnych krzyków, kłótni.


*Oczami Rose*

-Victoria? - zapukałam do gabinetu mojej szwagierki. Kiedy usłyszałam ciche "Proszę.", wkroczyłam do jej królestwa. - Pójdziesz ze mną jutro do lekarza? - zapytałam siadając na krawędzi jej biurka.
-Niall nie może? - odpowiedziała pytaniem odwracając na mnie swój wzrok. Pokręciłam przecząco głową, przygryzając przy tym moją dolną wargę. - Jasne. A coś się stało, że musisz iść do lekarza? - uśmiechnęła się lekko i oparła o swój biały fotel.
-Podejrzewam się o ciążę. - obie zaczęłyśmy się głośno śmiać. Nie zabrzmiało to najlepiej, no ale cóż. Taka prawda. Znowu zaczęłam jeść wszystko co popadnie, w każdej napotkanej ilości. Możliwe, że przybrałam nawyk mojego męża, ale wolę sprawdzić to u specjalisty.
-A jeśli rzeczywiście będziesz w ciąży, to co zrobisz?
-Będę się modliła o córkę. - zażartowałam. Ale chciałabym mieć taką małą mnie. Jak na razie mam tylko Victorię i bandę rozwrzeszczanych chłopaczków w moim domu.
-Twoja mama oszaleje, gdy będzie miała wnuczkę. - stwierdziła Vic, kiedy na chwilę zaprzestałyśmy rozmów. - Nie będzie wiedziała, którego wnuka ma faworyzować.
-Lepiej niech nie faworyzuje żadnego, nie chcę żeby któreś czuło się odrzucone. - odpowiedziałam. Wiem jakby to mogło wyglądać. Co prawda, nie mam rodzeństwa, jestem jedynaczką. Ale za to mam dużo kuzynów i kuzynek, więc wiem jak to wygląda.

*4 dni później*

Siedziałam na korytarzu w przychodni sama. Victoria musiała załatwić coś na mieście i uznała, że przyjedzie prosto tutaj. Za chwile mam wejść do gabinetu ginekologicznego, a ona nawet nie odbiera telefonu. Jak ja ją uwielbiam...
-Pani Horan! - usłyszałam swoje nazwisko za drzwiami doktorki. Wstałam i zabrałam swoją torebkę oraz płaszcz. Ruszyłam do pomieszczenia, ostatni raz się oglądając, czy moja przyjaciółka czasem nie przyszła.
-Dzień dobry, pani doktor. - przywitałam się tuż po zamknięciu za sobą drzwi. Opowiadałam jej moje dolegliwości oraz podejrzenia co do ciąży. Kiedy miałyśmy zabrać się za badania, usłyszałyśmy pukanie do drzwi, a za chwilę sylwetkę pani Styles w gabinecie.
-Witam, przepraszam za spóźnienie. - rzuciła zdyszana. Biegła tutaj. Kontynuowałyśmy badania. Położyłam się na łóżku, po czym podwinęłam koszulkę do góry. Dopiero teraz zauważyłam lekko zaokrąglony brzuszek. Pani Buckley nasmarowała mój brzuch zimną maścią, a następnie przyłożyła część maszyny. Jeździła tak jakiś czas, aż w końcu coś powiedziała.
-Tak więc, jest pani w ciąży. - uśmiechnęła się do mnie pogodnie. - To już trzeci miesiąc. - chyba się poplułam. Który?
-Jak to trzeci? Przecież w ogóle nie widać brzucha.
-Tak czasami się zdarza ale nie ma się pani o co martwić, dziecko dobrze się rozwija. - uśmiechnęła się do mnei promiennie. Nadal jestem zadziwiona tą sytuacją. Mimo wszystko i tak się cieszę. Wykonałyśmy jeszcze dwa inne badania, które według mnie są zbędne, po czym pożegnałyśmy się i wyszłyśmy na korytarz.
-Gratulacje, zostaniesz mamą po raz drugi! - Victoria przytuliła mnie radośnie. Niestety chwile potem wszystko z niej odpłynęło. Oparła na mnie swój cały ciężar, a potem zawisła. Posadziłam ją na krześle, lekko panikując, ponieważ nie wiedziałam co się dzieje. W momencie cały kolor z jej twarzy odpłynął, a oczy straciły blask. Próbowałam ją obudzić, ale zostałam od niej odepchnięta. Dwaj lekarze się zbiegli i zabrali ją do jakiejś sali, kilka metrów ode mnie. Co się właśnie stało?

----------------------------------------WAŻNE----------------------------------------

Hej, mamy przyjemność przedstawienia wam siódmego rozdziału But Not Always :)
Chciałyśmy wytłumaczyć jedną sprawę. Chodzi mianowicie o długość rozdziałów oraz częstotliwość ich dodawania. Wam rozdziały wydają się krótkie. Tak tylko nadmienimy, że są one dłuższe niż na naszym poprzednim blogu. Pisanie to jednak nie jest prosta sprawa i to zajmuje dużo czasu. Trudzimy się z pisaniem, zazwyczaj zajmuje nam to od dwóch do trzech godzin. Ostatnimi czasy nie mamy pomysłów, więc jeszcze więcej. Częstsze dodawanie i pisanie dłuższych rozdziałów jest dla nas fizycznie niemożliwe. A to dlatego, że mamy szkołę, zaczęłyśmy gimnazjum, a tam już nie jest tak łatwo. Istnieje też coś takiego jak życie prywatne.
Chciałyśmy tylko prosić o wyrozumiałość, bo staramy się jak najbardziej Wam dogodzić, ale nie zawsze da się to wykonać :)

M&W

4 komentarze:

  1. Rozumiem wasze problemy, sama poszłam teraz do szkoły i często mam braki weny. Rozumiem także jak ciężko jest wymyślić coś ciekawego, dlatego życzę dużo weny, nie powinnyście się do niczego zmuszać, gdyż pisanie bez wkładania w to serca jest gorsze, a z tego co zauważyłam to te opowiadanie jest jak do tej pory wspaniałe. Nie mogę uwierzyć że tak młode osoby mogą pisać tak dobrze. Zapraszam też do mnie na moje trzy blogi i do ich komentowania(w wolnym czasie oczywiście), pozdrawiam serdecznie! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza się, że jest wena, ale nie ma tego jak opisać. Dziękujemy, że masz takie dobre zdanie na temat naszego bloga. To bardzo miłe :) W wolnym czasie na pewno zajrzymy na Twojego bloga :)

      Usuń
  2. Życie prywatne, tak. I kuzynka zawracająca głowę średnio co drugi dzień... ;P Do gimnazjum trzeba się przyzwyczaić. Na początku będzie trudno, ale potem już coraz lepiej. Dla mnie najłatwiejszą klasą była właśnie ostatnia, także cierpliwości i weny laski :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej, rozumiem :) Rozdział extra !! <3 Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń