środa, 10 września 2014

Rozdział 5

Nie wyspałem się tej nocy. Cały czas myślałem, co teraz będzie. Tak się cieszyłem, że mogę poświęcić więcej czasu rodzinie, ale jednak zawsze coś musi mi w tym przeszkodzić. Jak wrak człowieka, zszedłem na dół, gdzie wypiłem poranną kawę. Mocną, aż chyba za bardzo, bo gdy mój brat wszedł do kuchni, ciśnienie mi podskoczyło.
-Więc wyjaśnisz mi dlaczego porzuciłeś pracę u ojca? - zapytałem, nawet się nie witając. Mój ton również nie był najmilszy, nie mam humoru.
-Daj mi spokój, kiedy indziej o tym pogadamy. - jęknął zażenowany i odwrócił się do mnie tyłem.
-Nie. Masz mi to w tej chwili wyjaśnić! - podniosłem głos, odstawiając kubek z kofeiną na wysepkę kuchenną. Odwrócił się do mnie z powrotem, przewracając tym samym oczami.
-Po prostu. To nie jest mój wymarzony zawód. - westchnął.
-To dlaczego nie złożyłeś wypowiedzenia, jak normalny człowiek, tylko od razu robić z tego taką aferę? Wiesz co Bobby wczoraj przeżył?! - próbowałem przetłumaczyć mu parę rzeczy, ale przecież to Harry. On zawsze ma swoje zdanie, a zazwyczaj ma wszystko w dupie. - Po raz kolejny to ja musiałem ciebie tłumaczyć i wciskać mu jakieś kity, że wiesz ile to dla niego znaczy oraz, że nie chcesz go tym ranić! - wykrzyczałem mu to prosto w twarz. Nic nie odpowiadał, tylko wbijał we mnie swoje zielone tęczówki.
-To trzeba mu było powiedzieć prawdę. - mruknął tak cicho, jakby chciał żeby nikt tego nie usłyszał. Ale ja doskonale zrozumiałem.
-Tata zawsze robił dla ciebie wszystko. Zawsze ci pomagał, stał po twojej stronie. A ty tak po prostu go ranisz.- powiedziałem to, co miałem na myśli.
-On nie jest moim tatą... - odpowiedział po chwili namysłu. - Mój ojciec nie żyje.
-Ale to on cię adoptował! To on postanowił wychować cię jak własnego, rodzonego syna.
-On nigdy nie będzie moim ojcem. Nie jestem z nim w żaden sposób powiązany. Pomógł mi tylko przeżyć. - mówiąc to, wpatrywał się w kafelki podłogowe. Podniósł swój wzrok na mnie i wzruszył ramionami. Wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie w szoku. Jak mógł coś takiego powiedzieć? Tata tyle dla niego zrobił. Pokochał go, oddał mu wszystko, co miał.


*Oczami Victorii*

-A ja mam taką super mamę, wiesz?! Gdy byliśmy na spacerze, kupiła mi lizaka! - mały Alex opowiadał swojemu tacie, jak spędził dzień z Rose.
-Tak, wiem, maluchu. Mama jest cudowna. - blondyn poklepał jego małe ramię i wrócił do laptopa. Teraz przyszła kolej na mnie, Horan się zbliża.
-A ty ciociu wiesz, że mam fajną mamę? - zapytał kładąc łapki na moich kolanach.
-Oczywiście, że wiem. - uśmiechnęłam się do niego pogodnie. Wciągnęłam go na swoje kolana, kiedy przypomniałam sobie o naszej Vicki. Zniknęła gdzieś rano i do tej pory jej nie widziałam.
-Hej, Alex. Nie widziałeś może naszego kotka? - zapytałam poprawiając jego koszulką, która się podwinęła.
-O, tam jest! - wskazał palcem na futrzaka łaszącego się do mojego męża. W końcu raczył wrócić. Harry, nie kot. Wyszedł gdzieś rano i nie było go przez cały dzień. W sumie, jaki właściciel, taki zwierzak. Chwila... To chyba się tyczyło psa, a nie kota, ale nie ważne.
-Możesz mi powiedzieć, co było ważniejsze od odebrania ode mnie telefonu? - zapytałam w miarę łagodnie, chodź w środku byłam na niego zła. Zmienił się ostatnimi czasy. Jest wredny, omija jakikolwiek kontakt z resztą domowników, nie mówiąc już o Niall'u. Z nim to już w ogóle nie chce rozmawiać. Ale jego młodszy brat, też się do tego nie pali.
-Byłem w biurze, nie miałem czasu odebrać. - powiedział i zniknął za rogiem.
-Może ty mi wyjaśnisz, o co w tym wszystkim chodzi? - zwróciłam się do Niallera.
-Harry tak naprawdę nigdy nie lubił swojej pracy, więc postanowił ją rzucić. Obraził się na cały świat i zapewne historia się powtórzy. - wyjaśnił, w jak największym skrócie.
-Jaka historia? - zapytałam.
-Tak jak ty, znienawidzi swoich przybranych rodziców i odwróci się do każdego, kto miał z tym cokolwiek wspólnego. - wyjaśnił nie odrywając oczu od komputera. Nie chcę powtarzać tej sytuacji. To było naprawdę trudne i nikomu tego nie życzę. Odstawiłam małego na ziemię i wyszłam na górę, do naszej sypialni. Harry leżał z twarzą schowaną w poduszkę. Usiadłam na skraju łóżka, po czym delikatnie przejechałam opuszkami palców po jego nagich plecach.
-Zostaw mnie samego. - powiedział niewyraźnie.
-Zachowujesz się jakbyś był nastolatkiem! Co się z tobą dzieje? - nie owijałam w bawełnę, muszę to jak najszybciej wyjaśnić, bo jego foch nie będzie psuł życia reszty rodziny.
-Powiedziałem, zostaw mnie samego. - odburknął coraz bardziej wkurzony. O nie, kochany. Tak się bawić nie będziemy.
-Nigdzie się nie wybieram, to również moja sypialnia. A ty mi masz w tej chwili odpowiedzieć na zadane wcześniej pytanie! - zażądałam. Jeszcze bardziej speszony odwrócił się na plecy

i spojrzał na sufit.

-Mam tego wszystkiego dość. - westchnął.
-Dokładniej. - podpowiedziałam.
-Na początku nie wiedziałem, że zamieszkanie z Niall'em i Rosalie będzie takie ciężkie. Przychodzę wyrąbany z pracy, a tam co? Rozwydrzony bachor, który ma nieskończoną ilość energii.
-Wyrażaj się o Alex'ie, to twój bratanek. Na dodatek, nie jest rozwydrzony, tylko radosny. Nie to co ty.
-Ale on nie może zabierać całego twojego czasu! Co jestem w domu i chcę spędzić z tobą trochę czasu, to Alex zawsze jest z tobą! Zawsze cię zagaduje, zabiera całą twoją uwagę! - wyżalił się, a emocje z niego odpłynęły.
-Przecież od jakiegoś czasu zajmuje się nim Rose. To z nią spędza teraz najwięcej czasu i to jej zawraca głowę 24/h. - próbowałam usprawiedliwić Horan'ów.
-Tak, ale co było wcześniej? Mały, chcesz iść na spacer? Tak! Ciociu, chodź z nami. - zrobił dziwną minę, mówiąc to.
-Boże, Harry! To małe dziecko. Ono potrzebuje uwagi dorosłych. - wywrócił tylko na mnie oczami, poprawiając się na łóżku.
-Wyjedźmy stąd. - stwierdził po chwili ciszy, która pierwszy raz, od dawna była dla mnie niezręczna.
-Co ty wygadujesz? - spojrzałam na niego zdziwiona.
-Zostawmy to. Wyjedźmy z Londynu. Gdziekolwiek, byle za granicę Wielkiej Brytanii.
-Nigdy w życiu. Tu jest mój dom i ja się nigdzie nie wybieram. Poza tym, nie możemy ich tak po prostu zostawić. - odpowiedziałam stanowczo na jego propozycję. To było głupie z jego strony. Doskonale wie, że kocham Londyn całym swoim sercem i nie mogę tak po prostu się z niego wyprowadzić.
-I widzisz? Nie, bo Rose, Niall i Alex. Nie możemy ich tak zostawić. Wszystko się kręci wokół pieprzonych Horan'ów! - wykrzyczał to tak głośno, że zapewne sąsiedzi mogli to usłyszeć. Patrzyłam na niego osłupiała i nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Dlaczego obraził kogoś, kto się z nim wychowywał, pomagał mu i jeszcze zaprosił pod własny dach? Nie rozumiem tego człowieka. Mógł teraz zrobić wszystko, nerwy przejęły nad nim kontrolę. Ubrał szybko koszulkę i zbiegł na dół. Usłyszałam tylko trzask drzwi frontowych oraz pisk samochodu wyjeżdżającego spod naszego domu.

1 komentarz: