wtorek, 9 września 2014

Rozdział 4

*Oczami Harry'ego*

Siedzenie nad papierami i umowami. Znowu. Gwałtownie zerwałem się ze swojego miejsca przy biurku i rzuciłem stosem kartek o podłogę. Niall zwrócił na mnie swój zdziwiony wzrok.
-Mam tego dość! Możesz powiedzieć tacie, że rzucam tę robotę. - oznajmiłem bratu i wyszedłem z gabinetu trzaskając drzwiami. Poszedłem do pokoju Vicki, gdzie tylko rzuciłem by ubrała się, ponieważ wychodzimy.
-A czy przypadkiem nie masz teraz pracować z Niall'em? - zapytała zamykając laptopa.
-Nie, rzuciłem to. Pośpiesz się. - ponagliłem ją. Gdy zamknąłem jej drzwi, szybkim krokiem zmierzyłem przed dom. Usiadłem na małym murku i odpaliłem papierosa. Zaciągałem się chwilę, aż przyszła moja żona. Dalej nic nie mówiąc, wsiadłem w auto, a ona wraz ze mną. Wyjechałem z podjazdu z piskiem opon i ruszyłem w stronę centrum miasta.
-Co się dzieje? - zapytała blondynka. Nie odpowiedziałem. - Harry?
-Zamknij się i po prostu kurwa siedź. - burknąłem zdenerwowany. Nie mam ochoty na tłumaczenie się.
-Odpowiedz mi. - dręczyła mnie. Cicho westchnąłem, myśląc co jej odpowiedzieć.
-Nic, kochanie. Idziemy się zabawić. -  Odpowiedziałem tak, by jak najbardziej ominąć temat i żeby nie zadawała więcej pytań.
-W sumie to fajne. Dawno razem nigdzie nie wychodziliśmy, a przecież jesteśmy młodzi. - Odmruknąłem coś w stylu "Tak" i siedzieliśmy cicho, aż do końca jazdy. Z racji tej, że jest wieczór, kluby oraz dyskoteki zapełniają się. Zaparkowałem pod pierwszym lepszym budynkiem, który rzucił mi się w oczy. Wyciągnąłem Victorię z samochodu i pociągnąłem do wejścia. Kazałem zostać jej na parkiecie, kiedy ja poszedłem do baru zamówić dla nas coś do picia. Ona dostanie drinka, za to dla mnie jest wódka. Muszę się porządnie dziś upić. Odstresować. Mam za dużo na głowie. Pewnie pomyślicie sobie, że co ja tam robię. Tylko uzupełniam papiery i chodzę na spotkania. Właśnie nie. Zajmuję się połową firmy, zarządzam w niej, ustalam i ogółem wszystko co można tam robić. W domu muszę się zmagać z dzieciakiem mojego brata, a temu nigdy energii za mało. Victoria, owszem kocham ją, ale jej charakter czasami mnie przerasta. Jest uparta jak osioł, nie da sobą pomiatać. Zawsze zrobi tak, jak ona chce.
Odebrałem napoje i wróciłem do pani Styles. Wypiliśmy i poszliśmy na parkiet zatańczyć. Muzyka była szybka i gwałtowna,  a nasze ruchy dopasowane do niej. Ocieraliśmy się o siebie, zresztą nie tylko my, jest tutaj masa ludzi, którzy przyszli się zabawić. Gdy nie tańczyliśmy, siedzieliśmy na fotelach przy stolikach i popijaliśmy swoje drinki. W budynku spotkaliśmy moich starych znajomych. Nie nazwę ich przyjaciółmi, byli mi potrzebni tylko do skołowania kokainy, amfetaminy, marihuany i tym podobnych. Dziś również mięli ze sobą narkotyki. Niestety nie mogliśmy tutaj nic zażywać, dlatego skierowaliśmy się do łazienki męskiej. Tam Brandon rozsypał kilka kresek i podał zrolowany banknot. Zatkałem jedną dziurkę nosa, a drugą wciągnąłem proszek. Nie wiem, czy to dlatego, że wcześniej piłem, ale od razu poczułem się lepiej. Ale po amfie wszystko staje się piękniejsze... Wróciłem do mojej dziewczyny. Tak, dalej nazywam ją dziewczyną, nie lubię określenia 'żona'. W pewnym momencie Vicki zauważyła, że nie jestem tylko wypity. Na szczęście udało mi się ją przekonać i się do nas przyłączyła. Wieczór spędziłem świetnie. Wyluzowałem się, a tego mi było trzeba.

*Oczami Niall'a*

-Jak to rzuca robotę?! - wykrzyknął zdenerwowany tata. - Nie może nam tego zrobić! - kiedy powiedziałem mu, co zrobił Hazz, nie był zadowolony. Chyba najgorzej przyjął wiadomość, że Harry nigdy nie lubił tej pracy. To w końcu całe jego życie i dorobek.
-Przykro mi tato, ale wiesz jaki jest Harry. - położyłem swoją dłoń na jego ramieniu, próbując go pocieszyć.
-Ale dlaczego nie powiedział mi tego sam? Tak wprost? - nerwy z niego trochę odparowały, kiedy usiadł na swoim ulubionym fotelu w całym domu.
-Bo on wie, ile to dla ciebie znaczy i po prostu nie chciał cię ranić. - tłumaczyłem mojego brata. Zresztą jak zwykle. Zawsze ja to musiałem robić. A tak szczerze, to nie wiem, czy on wie ile to znaczy dla naszego ojca. Nie powiedział mi tego nigdy wcześniej, a to są jedynie moje podejrzenia. Zostałem jeszcze chwilę z tatą, by porozmawiać z nim o dalszych losach firmy. Mojej pracy w domu, nadszedł kres. Zapowiada się ciężki okres mojej kariery.

***

Wróciłem do domu i co zastałem? Nie, nie czekającą na mnie Rose z obiadem, ale Harry'ego i Victorię, leżących na kanapie. Są w pół przytomni, totalnie zalani. Czułem gotującą się we mnie złość. Czy on zawsze musi mnie wystawiać? Może kiedyś się to nie zdarzało, ale od jakiegoś czasu, bardzo często. Mocno szturchnąłem ramię loczka, by się obudził.
-Co się stało, bracie? - zapytał przeciągając każdą samogłoskę, którą napotkał w tym zdaniu.
-Nie wiesz? Jaka szkoda. Zostawiłeś mnie z całą robotą samego! - popatrzyłem na niego zirytowany.
-Nie przesadzaj, jesteś świetny. Dasz sobie radę. - czy to już taki system obronny? Że jak czegoś mu się nie chce, to mnie zachwala i zachęca do działania? Bez sensu.
-Niall, zostaw ich i chodź spać. - poczułem małe dłonie na swoich plecach. Odwróciłem głowę w bok, by na nią spojrzeć. - Jak wytrzeźwieje, to z nim pogadasz, ok? - zaproponowała. Nie chce mi się z nim teraz kłócić, jestem zmęczony. Przytaknąłem brunetce i pomaszerowaliśmy razem do sypialni.

4 komentarze: