piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 15

Jedenastego dnia grudnia znaleźliśmy się w Irlandii. Mój brat odebrał nas z lotniska i zawiózł do Mullingar, gdzie znajduje się dom rodzinny. Tam czekała na nas Denise i pięcioletni Theo, mój chrześniak. Powitali nas z szerokimi uśmiechami na twarzach, z resztą tak jak zawsze. Kiedy przyjechaliśmy, był wieczór. Mrok zapadał bardzo szybko, a uliczne lampy oświetlały drogę, na którą padał śnieżnobiały puch. Miałem ochotę pójść na spacer. Nie zabrałem ze sobą nikogo, nawet Rose. Musiałem zmierzyć się ze samym sobą. Ostatnimi czasy dzieje się zbyt dużo. Wróciły dawne problemy, kiedy nawet nie rozwiązaliśmy tych teraźniejszych. Na dodatek to przyszło w jednym momencie. Harry zaczął mieć problemy ze wszystkim i z wszystkimi, a na Victorii odbijało się najbardziej. Wróciła morderczyni, która uwzięła się na panią Styles. Moja żona i szwagierka zaszły w ciążę, a to nie jest łatwy czas dla żadnej ze stron. Szczerze, takie wydarzenia nie miały miejsca jakieś cztery lata temu. To wszystko zaczęło się, kiedy poznaliśmy nasze partnerki. Znaczy, tak właściwie to wszystko przydarza się Victorii. Nie mam jej tego za złe. Próbuję jej pomóc tak bardzo, jak tylko umiem. Ale to sprawia, że oddalam się od mojej rodziny. Kłócę się Rosalie częściej niż kiedyś, z Alex'em też nie mam tak dobrych kontaktów, jak może się wydawać. Muszę to naprawić, ponieważ to mnie niszczy. Z resztą nie tylko mnie. Wiem, że każdego z nas to męczy. Nikt nie jest w stanie udźwignąć takiego ciężaru. Aby go zrzucić, musimy zmienić nasz tryb życia. Najlepiej miejsce. Myślę, że powrót do mojego domu rodzinnego, będzie jednym z najlepszych rozwiązań.
Skończyłem swoje przemyślenia i głęboko odetchnąłem. Odprężyłem się i choć trochę zregenerowałem siły. Spojrzałem na wyświetlacz mojego telefonu i spostrzegłem, że ten spacer nie należy do najkrótszych. Mam również parę nieodebranych połączeń od mojej żony. Ruszyłem się z ławki, a następnie skierowałem w stronę domu.

***

Odłożyłem klucze na stolik w przedpokoju, wcześniej ściągając kurtkę i buty. Odwiesiłem zimowe ubrania, a kiedy się odwróciłem, spostrzegłem we framudze drzwi moją Rosalie. Patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem, co nie wróżyło zbyt dobrze. Podszedłem do niej i mocno przytuliłem.
-Przepraszam, kochanie. - wyszeptałem wprost do jej ucha. Nie gniewa się na mnie, ale wiem, że zadowolona też nie jest.
-Martwiłam się. Wychodzisz po zmroku z domu, a potem nie odbierasz telefonu. - jej głos lekko drżał. Odkąd pamiętam, zawsze tak reagowała.
-Musiałem przywitać się z Irlandią sam na sam. - wytłumaczyłem. Ucałowałem jej policzek, w tym samym momencie chwytając jej drobną dłoń w swoją. Poszliśmy do salonu i usiedliśmy przed kominkiem, obok Greg'a i Denise. Theo i Alex bawili się na dywaniku klockami Lego. Bardzo długo rozmawialiśmy, tematów nigdy nam nie brakuje. Zapewne dlatego, że rzadko kiedy się widujemy. Zazwyczaj właśnie z okazji jakiś świąt, lub uroczystości rodzinnych.
***

Kilka dni przed samą wigilią, dołączyli do nas nasi rodzice. W ten sposób jeszcze bardziej poczuliśmy magię świąt. Mama wraz z tatą zawsze wprowadzają świąteczną atmosferę, którą kocha każdy, bez wyjątku. Panie domu przygotowują dwanaście świątecznych potraw, a ja z bratem zakładamy lampki przed domem. Chyba nie muszę mówić, jak się to skończyło... W każdym bądź razie, kiedy skończyliśmy, lepiliśmy z dzieciakami ogromnego bałwana, którego potem ubraliśmy w czarny kapelusz, kolorowy szalik, twarz powstała z małych kawałków węgla, a nos tradycyjnie powstał z dużej, soczyście pomarańczowej marchwi. Podczas lepienia bałwana, rozegraliśmy bitwę na śnieżki. Skończyliśmy cali mokrzy. Wróciliśmy do domu, a następnie przebraliśmy się w suche ciuchy. Gdy jedzenie było gotowe, zaczęliśmy ubierać choinkę. Każdy dodał coś od siebie, więc drzewko było w tym roku wyjątkowo kolorowe. Dorośli podłożyli prezenty, gdy chłopcy nie patrzyli. Cały dom był udekorowany świątecznymi akcentami. Brakowało mi takich świąt. Owszem, w domu też próbujemy stworzyć taką atmosferę, ale jednak nie jest tak samo, jak tutaj. O wyznaczonej godzinie zebraliśmy się przy stole wigilijnym. Złożyliśmy sobie życzenia, później zasiedliśmy do kolacji, która była niesamowicie smaczna. Powiedział Niall, który zje wszystko, czy dobre, czy też nie. Oglądaliśmy "Kevin sam w domu", jak co roku. To już taka tradycja. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem tak zadowolony. Spędziłem mnóstwo czasu ze swoją rodziną w przyjemnej atmosferze.
*Oczami Harry'ego*

-Smacznego. - odezwałem się, kiedy wraz z Victorią zasiedliśmy do stołu, by zjeść wigilijną kolację przygotowaną przez nas oboje.
-Smacznego. - powtórzyła cicho. Ostatnimi czasy jest małomówna. Albo śpi, albo robi coś na komputerze. Nie taką Vicki poznałem. Zmieniła się i to bardzo. Może to dziecko? Przez ciążę ma taki zły humor? Tak, wmawiaj sobie, idioto. Jak zwykle musiałem wszystko spierdolić. Przeglądałem oferty mieszkań do wynajęcia w Ameryce, ceny biletów lotniczych i ogólnych informacji na temat życia w Stanach Zjednoczonych. Zostawiłem to na pulpicie i poszedłem do kuchni coś zjeść, kiedy Victoria musiała skorzystać z mojego laptopa i to wszystko zobaczyć. Kolejna awantura, a tak się starałem by jej nie wywołać. Brawo, Styles. Tylko ty tak potrafisz. Próbowałem z nią rozmawiać, lecz wszystko szło na marne. Ona jest nieugięta, zawsze stawia na swoim. Zjedliśmy w ciszy, by przejść do wręczania sobie prezentów. Dostałem od niej średniej wielkości pudełko. Wręczała mi je z wymuszonym uśmiechem, co bardzo mnie zabolało. Odstawiłem je na bok, a sam dałem jej prezent. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy go odpakowała. Dostałem buziaka w usta. Kiedy chciała się odsunąć, chwyciłem ją w talii, by przedłużyć pocałunek. Gdy skończyliśmy się całować, spojrzałem jej w oczy. Zobaczyłem na jej twarzy uśmiech. Tym razem prawdziwy, którego ostatnimi czasy brakuje w tym domu. Tą jakże romantyczną chwilę, przerwał telefon. Wywróciłem zażenowany oczami, kiedy blondynka odeszła, by odebrać połączenie. Usiadłem na kanapie i czekałem, aż skończy rozmawiać.
-Harry... - usiadła obok mnie. - Wyprowadźmy się do Stanów... - powiedziała, patrząc na mnie niepewnie.
*Oczami Victorii*

Podeszłam do stołu, gdzie zostawiłam mój telefon. Podniosłam go i przesunęłam palcem po ekranie, by odebrać połączenie.
-Słucham? - odezwałam się pierwsza.
-Wesołych świąt, pani Styles! - usłyszałam uroczy śmiech mojej przyjaciółki po drugiej stronie słuchawki, co natychmiastowo spowodowało u mnie uniesienie się kącików ust do góry.
-Dziękuję i nawzajem. - odpowiedziałam zadowolona. Dawno nie rozmawiałyśmy.
-Jak święta we własnym domu?
-Dobrze, chodź to gotowanie jest strasznie męczące. - zaśmiałam się, a brunetka wraz ze mną. - A jak święta w Mullingar?
-Jest niesamowicie. Szkoda, że nie ma was z nami.
-Niestety. Ale nadrobimy to kiedy indziej.
-Mam nadzieję. Co jeszcze u ciebie słychać?
-W sumie, to nie jest ciekawie. Znowu pokłóciłam się z Harry'm... - jęknęłam do telefonu, przypominając sobie zeszły tydzień.
-O co tym razem? - dla niej to już nie jest nic nowego, że pokłóciłam się z moim mężem. Można by rzec, że to normalne.
-On znowu myśli o wyprowadzeniu się z Londynu.
-Tak będzie lepiej, Vicki. - odezwała się po chwili ciszy. Jej ton głosu nie był już taki radosny.
-Co? Dlaczego?
-Nie jesteś bezpieczna w Londynie. Musisz się stamtąd wyprowadzić, bo możesz mieć poważne problemy z Suzie. - mówiła bardzo poważnie. Jak nigdy dotąd. Skoro ona tak myśli, to znaczy, że rzeczywiście coś jest nie tak. - To może uratować nie tylko ciebie, ale też Harry'ego i dziecko. - nie pomyślałam o tym, co będzie, gdy urodzi się dziecko. Czy wtedy to ono nie będzie jej celem. - Przemyśl to...

___________________________________________________

Cześć!
Kolejny rozdział za nami. Robi się coraz groźniej ;D
Dziękujemy za prawie 3.000 wyświetleń i za ponad 13.000 wyświetleń na blogu Everything is Possible!
Do następnego, M&W

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 14

-Suzie wie, że się przeprowadziliśmy i wie, gdzie teraz mieszkamy... - patrzyła na mnie pustym wzrokiem. Zazwyczaj reagowała inaczej. Tym razem odwróciła się i wróciła do salonu. Dlaczego? Dobiło mnie to jeszcze bardziej. Moje serce biło bardzo szybko, wynikało to z przerażenia. Sama myśl o dziewczynie z niebieskimi włosami sprawia, że mam gęsią skórkę. Podeszłam do szafki, chcąc wyciągnąć szklankę, do której mogłabym nalać wody. Ręce mi się tak trzęsły, że upuściłam ją, a ona z impetem i głośnym hukiem rozbiła się o kafelki. Obok mnie pojawił się Harry, a za nim Niall.
-Co się stało? - spojrzał na mnie, a potem na rozbite szkło. - Niezdara... - pokręcił z rozbawieniem głową. Nie odzywałam się, ani słowem. Nialler podał mi rękę i pomógł usiąść na krześle, kiedy mój mąż zamiatał podłogę. Głowa zaczynała mnie boleć coraz bardziej, przez co robiłam się śpiąca.
-Może idź się połóż, blada jesteś. - blondyn położył dłoń na moim ramieniu. Pokiwałam tylko głową, lekko się do niego uśmiechając. Odprowadził mnie do sypialni, gdzie wpadłam w łóżko, nawet nie pamiętając, kiedy zasnęłam.

*Oczami Harry'ego*

-Harry, muszę ci coś powiedzieć. - zaczęła moja ciężarna przyjaciółka, która wraz z rodziną przyjechała w odwiedziny. Usiadłem obok niej, wcześniej odkładając szklankę z zimnym napojem.
-W takim razie, słucham. - uśmiechnąłem się w jej stronę, ale ona tego nie odwzajemniła. Miała zimny, lecz zmartwiony wzrok, którym próbowała mnie ominąć. Jakby się czegoś bała. Myślała dość długo, zanim w ogóle coś powiedziała.
-Czujesz się tutaj bezpieczny? - zapytała, jakby nie znała odpowiedzi. Właśnie dlatego się tutaj przeprowadziłem. By czuć, że ja i moja Vicki wraz z dzieckiem będziemy bezpieczni.
-Oczywiście, że tak. Co to za pytanie? - zaśmiałem się nerwowo, nie wiedząc o co chodzi długowłosej.
-I nie podejrzewasz niczego, że ktoś może wam zagrażać? - celowo omijała mój wzrok. Ukrywa coś.
-Rosalie, o co chodzi? - atmosfera zrobiła się nieprzyjemna. O co chodzi? Jak przyjechali, to była radosna, a od parunastu minut chodzi, jak wrak człowieka.
-O Suzie... - znieruchomiałem. Przecież ten temat jest już zamknięty. Od kilku lat siedzi w więzieniu. - Musisz zabrać stąd Victorię. Ona nie jest tutaj bezpieczna. - podniosła na mnie swoje niebieskie oczy, które powoli zaczynały się szklić.
-Ale co się dzieje? Powiedz mi! - krzyknąłem, lecz szybko zatkałem usta dłonią, przypominając sobie, że moja żona śpi.
-Dokładnie nie wiem, ale ona wie, że zmieniliście adres zamieszkania. Victoria nie chciała mi nic powiedzieć. - spuściła głowę. - Harry, ona jest niebezpieczna...
-Wiem, pamiętam. - szepnąłem, zastanawiając się, co mogę zrobić. Totalna pustka w głowie. Na pewno nie będzie chciała wyjechać, przerabialiśmy ten temat bardzo dokładnie. Z drugiej strony, nie mogę jej powiedzieć, że wiem o tym wszystkim, bo mogę się spodziewać kolejnej kłótni. Kurwa mać...

*Oczami Niall'a*

Grałem z moim synem w piłkę nożną w parku, zaraz naprzeciwko kamienicy, w której mieszka mój brat. Jednak, kiedy mu się znudziło, wróciliśmy do środka. Pomogłem mu ściągnąć ubrania i razem pomaszerowaliśmy do salonu. Przemierzaliśmy korytarz, a na schodach dostrzegłem Hazze, szukającego czegoś w telefonie. Puściłem Alex'a, by poszedł do mamy, a ja usiadłem obok loczka.
-Co tam?
-Jak myślisz, gdzie będziemy bezpieczni? - zapytał, przeglądając... stany Ameryki? Co?
-Nie wiem, dlaczego pytasz? - byłem lekko zmieszany.
-Musimy wyjechać z kraju. - odparł. Nie no, znowu mamy przechodzić to piekło. On sobie żartuje?
-Ty tak serio? - uniosłem jedną brew do góry.
-Tak. Nawet z rekomendacją twojej żony. - no teraz to mnie zaskoczył. Wstałem i odnalazłem moją żonę. Siedziała w salonie, oglądając razem z naszym synem jakąś bajkę.
-Jak to wyjechać? - nawet nie przejmowałem się tym, że Alex jest obok nas. I tak go to nie zainteresuje. Odwróciła głowę w moją stronę. Analizowała moją osobę z dość niespotykanym wzrokiem. Okazywał bardzo mało. Wstała i pociągnęła mnie za ramię do kuchni.
-Suzie wróciła. Vicki nie jest bezpieczna, więc my tak jakby też. - powiedziała cicho.
-I to jest powód dla którego MY mamy wyprowadzać się do USA? - zaakcentowałem słowo "my", bo to problem Styles'ów, nie nasz.
-A czy ja mówię o nas? - zakpiła. - Chodź moglibyśmy pojechać do Greg'a i Denise na jakiś czas. - masakra, jakie życie jest skomplikowane. - Za niedługo święta, moglibyśmy je spędzić w Mullingar z twoją rodziną.
-To nie rozwiąże problemu. Prędzej, czy później będziemy musieli wrócić do Londynu. - mruknąłem.
-Ale to tylko parę tygodni, zobaczymy co potem. - położyła swoją ciepłą dłoń na mojej piersi, patrząc na mnie z błagalnym wyrazem twarzy.
-Dobrze, zadzwonię do Irlandii i powiem, że przyjedziemy. - westchnąłem i przyciągnąłem ją do klatki piersiowej. Wtuliła się we mnie mocno, a ja poczułem, że wzdycha z ulgą.

***

Wróciliśmy do naszego domu i tak, jak obiecałem Rosalie, zadzwoniłem do Greg'a.
-Halo? - usłyszałem silny, irlandzki akcent po drugiej stronie słuchawki.
-Cześć Greg, to ja, Niall. - przywitałem się.
-O! Siema, stary! Co słychać u Londoners'ów? - zaśmialiśmy się krótko. Odkąd wyjechałem z rodzicami do Anglii, zawsze nas tak nazywa.
-Niezbyt ciekawie, ale jakoś leci. - westchnąłem po raz kolejny dzisiejszego dnia.
-A to czemu?
-Harry chce się wyprowadzić do Ameryki Północnej.
-Przecież dopiero co się wyprowadził od was z domu. Już mu się tam nie podoba?
-Chyba, nie wiem. - Greg nie wie o naszych perypetiach, jakie się tutaj dzieją. - Aczkolwiek, dzwonię z inną sprawą.
-Wal śmiało. - odpowiedział, a ja byłem pewny, że się teraz uśmiecha. Zawsze lubił pomagać ludziom, jak tylko mógł.
-Moglibyśmy przyjechać z Rose i Alex'em do was na święta?
-No pewnie, że tak! - krzyknął uradowany. - To zaproszę jeszcze rodziców i Styles'ów, co ty na to?
-Rodzice na pewno się zgodzą, ale dzisiaj byliśmy u Victrorii i powiedziała, że święta spędzają w nowym domu. - wytłumaczyłem.
-Och, ok. To kiedy możemy się was spodziewać w Mullingar?
-Myślę, że przyjedziemy trochę wcześniej, bo dawno nie byliśmy w Irlandii. I sądzę, że zostaniemy też na sylwestra.
-Ale będzie się działo! Zostańcie, bo szykuje się świetna impreza u nas. Wszyscy starzy znajomi ze szkoły.
-Pewnie. To odezwę się za niedługo i dokładnie powiem co i jak.
-Do zobaczenia, brachu.
-Cześć. - z uśmiechem na ustach, rozłączyłem się.
-I co? - zapytała brunetka, wychylając się zza framugi drzwi do naszej łazienki.
-Grudzień spędzimy w Mullingar. - puściłem jej oczko. Uśmiechnęła się szeroko i podeszła do mnie. Złożyła na moich ustach długiego i namiętnego całusa. - Wynagrodzisz mi to. - mruknąłem, na chwilę się od niej odrywając.
-Mam ci wynagrodzić to, że chcę spędzić święta z twoją rodziną? - zaśmiała się.
-Nie, ale samą fatygę tak. - uśmiechnąłem się cwaniacko i delikatnie popchnąłem ją na łóżko.

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 13

-Obserwuję cię. - odezwał się kobiecy głos. Szybko się rozłączyłam. Po raz kolejny zadaje sobie to pytanie - Kto i po co do nas wydzwania? Tym razem ktoś się odezwał... Nie mogę ciągle żyć w strachu przed wszystkim. Usiadłam z powrotem na krześle.
-Hej, wszystko ok? - z ponownych zamysłów wyciągnął mnie głos Harry'ego.
-Tak, wszystko dobrze. - zapewniłam, uśmiechając się do niego.
-To w takim razie odpowiesz mi kto tym razem dzwonił? Wyglądałaś na przestraszoną. - zmarszczył brwi.
-Ponownie cisza. A tobie się wydawało, że się wystraszyłam. Jestem po prostu zmęczona i jedyne o czym marzę to to, żeby iść do łóżka, przytulić się do ciebie i zasnąć.
-Hmm, to w takim razie ja już skończyłem jeść i mogę spełnić twoje marzenia. - złapał mnie za dłonie i poprowadził do naszej sypialni. Pozrzucał nadmiar poduszek i koc, a ja tylko przewróciłam na niego oczami, ale nie miałam już siły odłożyć tych rzeczy na bok. Chyba nic się nie stanie jak raz nie posprzątam. Zdjęłam bluzę i skoczyłam pod miękką pościel. Po chwili poczułam ciepłe ramiona owijające się wokół moich.
-Kocham cię. - ciepły oddech niosący te słowa uwolnił w moim brzuchu stado motylków. Pomimo tego, że jesteśmy już tak długo razem, wciąż to cudowne uczucie powraca do mnie. 
-Ja ciebie też. - odpowiedziałam sennym głosem, wtulając się jeszcze bardziej w mojego męża. Moje powieki stawały się coraz cięższe, aż przysłoniły moje oczy, a ja powoli zasypiałam.
*Oczami Rose*

-Niall, musimy wreszcie z nim porozmawiać i wszystko mu wyjaśnić. - Alex od kilku godzin siedzi w swoim pokoju, obrażony na cały świat z powodu wyprowadzki Vicki. Kilka razy, nie ... Kilkanaście, bo to nie zdarzyło się tylko parę razy, próbowaliśmy do niego wejść. Niestety skończyło się na tym, że rzucał w nas wszystkim, co miał pod ręką.
-Wybacz, ale ja kolejnego siniaka wolałbym nie mieć. - odpowiedział, pokazując dwa obrzęki na swojej ręce. Prychnęłam zdenerwowana i ruszyłam w stronę pokoju mojego syna. W życiu nie widziałam, by trzylatek ustawiał sobie rodziców, jak chce. Ja na pewno nie zamierzam być pierwsza. Już bez pukania, wkroczyłam do białego pokoju. Alex leżał na łóżku z twarzą wbitą w poduszkę. Usiadłam obok niego.
-Alex, porozmawiaj ze mną... - ułożyłam dłoń na jego ramieniu, próbując opanować nerwy. Zerwał się pod wpływem mojego dotyku i odsunął na prawą stronę łóżka. Co ja się z nim będę bawić? Chwyciłam jego boki, podniosłam i usadowiłam na swoich kolanach. Próbował się wyrwać, ale jestem troszeczkę silniejsza od niego. - Posłuchaj. Ciocia nie wyprowadziła się na drugi koniec świata i będziesz się z nią często widywał. Nie ma co rozpaczać nad tym.
-Nie prawda! Ciocia i wujek się wyprowadzili i będą mieli nowe dziecko! Nie będzie miała dla mnie czasu! - wiercił się i kopał moje nogi.
-Zawsze znajdzie dla ciebie czas... - przerwał mi, tym samym wyrywając się z moich objęć. Wrócił na łóżko, wtulając się w swojego ulubionego misia. Nie wiem, jak mu wytłumaczyć to wszystko. Wstałam i wyszłam z Alex'owego królestwa. W sypialni czekał Niall, który musiał widzieć moje nieudolne tłumaczenie wymieszane z nerwami. Skarcił mnie wzrokiem i wyszedł z sypialni. Zrezygnowana udałam się do łazienki, by wziąć gorący prysznic. Nawet to nie pomogło mi odsapnąć. Kiedy znalazłam się w łóżku, a obok mnie mój mąż, nawet nie powiedział mi 'Dobranoc'. Jeden z najgorszych dni w moim życiu...
***

Obudziłam się i przetarłam leniwie oczy. Nie wyspałam się, a nerwy dnia wczorajszego odczuwam w ciągu dalszym. Odwróciłam głowę, by spojrzeć na puste miejsce obok mnie. Niall pewnie jest w kuchni. Bo przecież jak nie ma go w sypialni, ani przed telewizorem, to jest przed lodówką. Ubrałam się, uczesałam włosy i zeszłam na dół. Blondyn siedział przy stole i czytał coś na swoim telefonie.
-Dzień Dobry. - mruknęłam niepewnie.
-Zależy komu dobry. - odpowiedział sarkastycznie. Pewnie, najlepiej by było, gdyby jeszcze nasze drugie, nienarodzone dziecko się na mnie obraziło. Wywróciłam oczami i podeszłam do niego od tyłu, by położyć dłonie na jego ramionach. Zniżyłam głowę, by pocałować jego policzek, lecz tego nie zrobiłam.
-Przepraszam za to... - szepnęłam mu do ucha. Źle się z tym czułam, że tak potraktowałam Alex'a. Tylko pogorszyłam sprawę.
-Nie mnie przepraszaj, tylko naszego syna. - odpowiedział, nie reagując na mój dotyk, a to zawsze działało.
-Jak na razie, to ty jesteś na mnie najbardziej wkurzony. - westchnął zrezygnowany i odsunął trochę krzesło, pozwalając mi usiąść na jego kolanach. Jedną dłoń ułożył na moim zaokrąglonym brzuchu, a drugą mnie objął.
-Wiem, ale nie lubię kiedy tak go traktujesz. - w końcu spojrzał mi w oczy.
-Tylko, że ja już nie wiem, jak mu to wytłumaczyć, że będzie się widywał z Victorią... - jęknęłam, czując, że znowu będę musiała się zmierzyć z uporczywością mojego syna.
-Najlepiej będzie, gdy dzisiaj tam pojedziemy. Na kawę, czy coś. - zaproponował. Zgodziłam się, mówiąc, że zaraz zadzwonię do Styles'ów. Niall poszedł obudzić małego. Wyciągnęłam telefon i szybko wybrałam numer mojej przyjaciółki. Musiałam zadzwonić drugi raz, bo za pierwszym razem nikt nie odebrał.
-Halo? - usłyszałam zaspany głos Harry'ego.
-Cześć, Hazz. Obudziłam? - zaśmiałam się, bo doskonale wiedziałam, że w tym momencie gromiłby mnie wzrokiem.
-Skądże. Co twa dusza pragnie w środku nocy?
-Jest 9:30...
-No, czyli noc.
-Nie ważne. Możemy was dzisiaj odwiedzić?
-Już się stęskniliście?
-Alex najbardziej. Jak wczoraj dostał focha to zapewne do teraz go ma...
-Ale ten wasz syn jest zbuntowany. - usłyszałam śmiech po drugiej stronie słuchawki. - To wpadajcie kiedy chcecie, bo siedzimy cały dzień w domu.
-Ok, będziemy po południu. Do zobaczenia.
-Na razie. - rozłączyliśmy się i akurat do kuchni wszedł mój mąż, trzymając na rękach ospałego Alex'a.
-Cześć, synku. - uśmiechnęłam się do niego lekko. Pomachał mi tylko rączką, ziewając w między czasie. Wyciągnęłam po niego ręce, a Niall mi go podał. -Pojedziemy dzisiaj do cioci Victorii. - poinformowałam go. Od razu się rozbudził. Popatrzył na mnie swoimi dużymi oczami, w których od razu można było zauważyć radość.
-Ale fajnie! - krzyknął klaszcząc rączkami. W dobrych humorach zjedliśmy śniadanie, a po południu wybraliśmy się do naszych byłych współlokatorów.

*Oczami Victorii*

-Alcio! - uśmiechnęłam się promiennie, kiedy tylko zobaczyłam małego chłopca biegnącego w moją stronę. Kucnęłam przed nim i mocno przytuliłam. Nie widziałam go jeden dzień, a tak bardzo się za nim stęskniłam. Przywitałam się również z Rosalie i Niall'em, a potem usiedliśmy w salonie, by porozmawiać. Alex nie odstępował mnie nawet na krok. Cały czas mnie zagadywał. Kochane dziecko.

***

-Rose, chodź ze mną do kuchni, pomożesz mi. - powiedziałam stojąc w drzwiach salonu. Ruszyła się z kanapy i pomaszerowała za mną do kuchni.
-W czym ci mam pomóc? - zapytała, opierając się o krawędź blatu. Zamyśliłam się chwilę, bo nie wołałam jej tutaj po rzeczywistą pomoc, tylko chciałam z nią porozmawiać.
-Mam problem... - zaczęłam, w myślach próbując ułożyć sobie wszystko, co mam jej powiedzieć.
-Jaki? - ponagliła mnie.
-Suzie wie, że się przeprowadziliśmy i wie gdzie teraz mieszkamy...

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 12

-Suzie wróciła. - dziewczyna popatrzyła na mnie zdziwiona.
-Żartujesz, prawda? - zapytała z myślą, że odpowiem "Tak". Niestety nie. Pokręciłam przecząco głową. - Skąd wiesz? - o, nie. Tego to już na pewno jej nie powiem.
-Mówiono o tym ostatnio w wiadomościach. - mruknęłam, idąc przed siebie.
-Ty nie oglądasz wiadomości. - kurwa. Czy ona serio musi wszystkiego dociekać i używać każdych możliwych argumentów?
-Przypadkiem nacisnęłam nie ten program, co chciałam. Dlatego to widziałam. - próbowałam się jakoś wytłumaczyć. Trochę średnio mi to wyszło, ale chyba uwierzyła, bo nie ciągnęła dalej tego tematu. Dokończyłyśmy pić gorącą czekoladę, po czym stwierdziłyśmy, że możemy już wrócić do domu.

***

Jedziemy z Harry'm na spotkanie z agentem nieruchomości. Mamy obejrzeć dom, który wybrał mój mąż. Wyjechaliśmy z naszej okolicy. Minęliśmy centrum, aż znaleźliśmy się na drugim końcu miasta. Szczerze, nigdy nie myślałam, że będziemy tutaj mieszkać. Znaczy, jeszcze nic nie wiadomo, nie podjęliśmy ostatecznej decyzji. Harold zaparkował samochód i wyszedł z niego, a ja za nim. Stanęliśmy przed różowymi drzwiami. Trzeba przyznać, że oryginalne. Grzecznie zapukaliśmy, a chwilę potem otworzył nam mężczyzna, z którym byliśmy umówieni. Oprowadził nas po całym domu. Nie myślałam, że za takimi murami może się kryć tak ładne mieszkanie.
-Podoba ci się? - zapytał Hazz, chwytając moją zimną dłoń.
-Tak. - westchnęłam cicho.
-Chyba nie do końca. - zmrużył śmiesznie oczy, co mnie rozbawiło.
-Podoba się i to bardzo. Ale to nie zmienia faktu, że nie jestem pewna tej przeprowadzki. - spoważniałam. Biedny Harry, tyle problemów ma ze swoją żoną.
-To co ty na to, by się z tym przespać, a jutro podjąć decyzję? - wiedziałam, że po głowie przeszły mu swawolne myśli. Odruchowo pacnęłam jego ramię. Pokiwałam twierdząco głową, a on poprosił tego miłego pana o trochę czasu do namysłu. Wyszliśmy przed kamienicę. Stwierdziliśmy, że skoro mamy tu zamieszkać, to warto zapoznać się z okolicą. Spacerowaliśmy dookoła, zwiedzaliśmy pobliskie parki oraz zabytkowe miejsca, pokazujące brytyjską historię.
-Ładnie tu. - skomentowałam, przerywając tym ciszę panującą między nami od początku spaceru.
-Tak, spokojnie tutaj. - odpowiedział odprężony. Zawsze, gdy razem wychodzimy taki jest. Jakby nic innego go nie obchodziło, tylko spokój i cisza. W sumie, prowadząc takie życie, jakie my mamy do tej pory, nie dziwię mu się. Dla mnie to również coś, co uwielbiam. Wyrwanie się od codzienności każdemu jest potrzebne. Po około godzinnym spacerze, zwiedziliśmy wszystko co znajdowało się nieopodal nieruchomości na sprzedaż, którą Harry zamierza kupić. Śmiało mogę stwierdzić, że jest tutaj o wiele inaczej, jak w Hampstead, czyli dzielnicy, w której aktualnie mieszkamy. 


***

Po paru tygodniach spędzonych na rozmyślaniu o wyprowadzce, postanowiliśmy, że zamieszkamy sami. Oczywiście Niall i Rose bardzo nalegali żebyśmy zostali, ale potrzebna jest nam prywatność. Aktualnie Harry pakuje ostatnie walizki, gdy ja próbuje ogrzać się w samochodzie. Trudno było mi się pożegnać z Rose, zawsze byłyśmy razem. Owszem będziemy się często spotykać, a do naszego nowego miejsca zamieszkania nie jest tak daleko, ale i tak wiem, że nie będzie to samo. Jednym słowem mogę podsumować, że dorosłyśmy. Dorosłyśmy i potrzebne jest nam rozdzielenie. Przed moje rozmyślanie nawet nie zauważyłam, że Hazz już wszystko spakował i teraz trzyma swoją dużą dłoń na moim udzie. Odwróciłam w jego kierunku głowę i smutno się uśmiechnęłam.
-Będzie dobrze.- pocałował mnie w czoło. Zapinałam pasy, a samochód ruszył. Spojrzałam w lusterko i zobaczyłam w drzwiach Alex'a który płakał. On najbardziej to przeżywał i nawet nie dało mu się wyjaśnić, że będę przyjeżdżać i, że będziemy się widywać. Szkoda mi malucha.

*Oczami Harry'ego*

-To już ostatnie pudło, kochanie. - wszedłem do kuchni, taszcząc ze sobą ogromne pudło różnych sprzętów kuchennych. Vicki stała w mojej bluzie oparta o blat i jedyne co do niej należało, to mówienie gdzie co mam dać.
-Daj to na stół, ja potem to rozpakuje. -powiedziała. Wyglądała słodko. Z resztą jak zawsze w moich ogromnych na nią ubraniach. Zrobiłem co chciała i podszedłem do niej. Objąłem ją ramionami wtulając głowę w jej szyję. Zarzuciła swoje ręce na mój kark i lekko głaskała mnie po głowie. Po pewnym czasie spędzonym w tej pozycji, podniosłem ją tak, żeby mogła usiąść na blacie.
-Może teraz mała drzemka, potem dokończymy rozpakowywanie? - zaproponowałem całując jej policzek.
-Och, tak. Mam dość tego, jestem padnięta. - usłyszałem jej chichot. Oderwałem się od niej.
-Ej, ty mi tu nie kłam, że taka zmęczona jesteś! Ty nic nie robiłaś!
-Jak to nic?! Wiesz, jak wyczerpujące jest mówienie gdzie, co, i jak masz dać? - oboje wybuchnęliśmy śmiechem. W końcu uciszyłem ją pocałunkiem. Długim, czułym i takim, jak właśnie uwielbiam. Na koniec potarłem nasze nosy. Umieściłem moje dłonie na jej brzuchu. Wciąż nie mogę uwierzyć, że tam w tym małym brzuszku, już cztery miesiące siedzi mały człowieczek. Podniosłem koszulkę mojej ukochanej i pocałowałem brzuch.
-Już nie możemy się ciebie doczekać, maluszku. Świat jest szalony, a my jeszcze bardziej, ale myślę, że i tak ci się tu spodoba. - Vicki uśmiechała się na moje słowa. Zakryła brzuch i wpiła się w moje usta po raz kolejny. Przerwał nam telefon. To dziwne, bo jeszcze nikt nie ma naszego nowego numeru.
-Wiesz, kto może dzwonić? - zapytałem zdziwiony.
-Może to Rose. Podawałam tylko jej ten numer. - uśmiechnęła się. Wziąłem słuchawkę do rąk i odebrałem połączenie. 
-Już za nami tęsknicie? - zapytałem lekko rozbawiony. Przez chwilę niczego nie słyszałem. - Halo. Niall, to ty? - znowu nic. Trudno, może ktoś się pomylił. Rozłączyłem się i odłożyłem telefon. - Dziwne, że nikt się nie odezwał.
-Może są jakieś problemy, zbliża się burza. 
-Możliwe. A teraz trzeba coś zjeść, a potem spać. 
-Zrób sobie kanapki, ja jadłam jak wnosiłeś pudła.
-I nie podzieliłaś się? - zażartowałem. Cmoknęła słodko ustami. 

*Oczami Victorii*

Mimo, że się nie napracowałam i tak jestem padnięta. Czekałam tylko na Harry'ego i chcę iść spać. Gdy siedzieliśmy przy stole i rozmawialiśmy, znowu zadzwonił telefon. Tym razem to ja odebrałam.
-Halo? - zaczęłam. Podobnie, jak za pierwszym razem, gdy Harry odebrał, nikt się nie odzywał. Ale nie była to głucha cisza. Było słuchać fale obijające się o brzeg. - Halo? - ponownie się odezwałam. Tym razem długo nie czekałam na odpowiedź.
-Obserwuje cię. - odezwał się kobiecy głos.

_________________________________________________________________

Hej, kochani! Wróciłyśmy do Was z nowym rozdziałem :) Wraz z nim, zostały zaktualizowane dwie strony. Mianowicie w zakładce 'Bohaterowie' pojawiła się Suzie, a w zakładce 'Okolica' możecie zobaczyć nowe mieszkanie Victorii i Harry'ego.

Do następnego rozdziału!
M&W