-Suzie wie, że się przeprowadziliśmy i wie, gdzie teraz mieszkamy... - patrzyła na mnie pustym wzrokiem. Zazwyczaj reagowała inaczej. Tym razem odwróciła się i wróciła do salonu. Dlaczego? Dobiło mnie to jeszcze bardziej. Moje serce biło bardzo szybko, wynikało to z przerażenia. Sama myśl o dziewczynie z niebieskimi włosami sprawia, że mam gęsią skórkę. Podeszłam do szafki, chcąc wyciągnąć szklankę, do której mogłabym nalać wody. Ręce mi się tak trzęsły, że upuściłam ją, a ona z impetem i głośnym hukiem rozbiła się o kafelki. Obok mnie pojawił się Harry, a za nim Niall.
-Co się stało? - spojrzał na mnie, a potem na rozbite szkło. - Niezdara... - pokręcił z rozbawieniem głową. Nie odzywałam się, ani słowem. Nialler podał mi rękę i pomógł usiąść na krześle, kiedy mój mąż zamiatał podłogę. Głowa zaczynała mnie boleć coraz bardziej, przez co robiłam się śpiąca.
-Może idź się połóż, blada jesteś. - blondyn położył dłoń na moim ramieniu. Pokiwałam tylko głową, lekko się do niego uśmiechając. Odprowadził mnie do sypialni, gdzie wpadłam w łóżko, nawet nie pamiętając, kiedy zasnęłam.
*Oczami Harry'ego*
-Harry, muszę ci coś powiedzieć. - zaczęła moja ciężarna przyjaciółka, która wraz z rodziną przyjechała w odwiedziny. Usiadłem obok niej, wcześniej odkładając szklankę z zimnym napojem.
-W takim razie, słucham. - uśmiechnąłem się w jej stronę, ale ona tego nie odwzajemniła. Miała zimny, lecz zmartwiony wzrok, którym próbowała mnie ominąć. Jakby się czegoś bała. Myślała dość długo, zanim w ogóle coś powiedziała.
-Czujesz się tutaj bezpieczny? - zapytała, jakby nie znała odpowiedzi. Właśnie dlatego się tutaj przeprowadziłem. By czuć, że ja i moja Vicki wraz z dzieckiem będziemy bezpieczni.
-Oczywiście, że tak. Co to za pytanie? - zaśmiałem się nerwowo, nie wiedząc o co chodzi długowłosej.
-I nie podejrzewasz niczego, że ktoś może wam zagrażać? - celowo omijała mój wzrok. Ukrywa coś.
-Rosalie, o co chodzi? - atmosfera zrobiła się nieprzyjemna. O co chodzi? Jak przyjechali, to była radosna, a od parunastu minut chodzi, jak wrak człowieka.
-O Suzie... - znieruchomiałem. Przecież ten temat jest już zamknięty. Od kilku lat siedzi w więzieniu. - Musisz zabrać stąd Victorię. Ona nie jest tutaj bezpieczna. - podniosła na mnie swoje niebieskie oczy, które powoli zaczynały się szklić.
-Ale co się dzieje? Powiedz mi! - krzyknąłem, lecz szybko zatkałem usta dłonią, przypominając sobie, że moja żona śpi.
-Dokładnie nie wiem, ale ona wie, że zmieniliście adres zamieszkania. Victoria nie chciała mi nic powiedzieć. - spuściła głowę. - Harry, ona jest niebezpieczna...
-Wiem, pamiętam. - szepnąłem, zastanawiając się, co mogę zrobić. Totalna pustka w głowie. Na pewno nie będzie chciała wyjechać, przerabialiśmy ten temat bardzo dokładnie. Z drugiej strony, nie mogę jej powiedzieć, że wiem o tym wszystkim, bo mogę się spodziewać kolejnej kłótni. Kurwa mać...
*Oczami Niall'a*
Grałem z moim synem w piłkę nożną w parku, zaraz naprzeciwko kamienicy, w której mieszka mój brat. Jednak, kiedy mu się znudziło, wróciliśmy do środka. Pomogłem mu ściągnąć ubrania i razem pomaszerowaliśmy do salonu. Przemierzaliśmy korytarz, a na schodach dostrzegłem Hazze, szukającego czegoś w telefonie. Puściłem Alex'a, by poszedł do mamy, a ja usiadłem obok loczka.
-Co tam?
-Jak myślisz, gdzie będziemy bezpieczni? - zapytał, przeglądając... stany Ameryki? Co?
-Nie wiem, dlaczego pytasz? - byłem lekko zmieszany.
-Musimy wyjechać z kraju. - odparł. Nie no, znowu mamy przechodzić to piekło. On sobie żartuje?
-Ty tak serio? - uniosłem jedną brew do góry.
-Tak. Nawet z rekomendacją twojej żony. - no teraz to mnie zaskoczył. Wstałem i odnalazłem moją żonę. Siedziała w salonie, oglądając razem z naszym synem jakąś bajkę.
-Jak to wyjechać? - nawet nie przejmowałem się tym, że Alex jest obok nas. I tak go to nie zainteresuje. Odwróciła głowę w moją stronę. Analizowała moją osobę z dość niespotykanym wzrokiem. Okazywał bardzo mało. Wstała i pociągnęła mnie za ramię do kuchni.
-Suzie wróciła. Vicki nie jest bezpieczna, więc my tak jakby też. - powiedziała cicho.
-I to jest powód dla którego MY mamy wyprowadzać się do USA? - zaakcentowałem słowo "my", bo to problem Styles'ów, nie nasz.
-A czy ja mówię o nas? - zakpiła. - Chodź moglibyśmy pojechać do Greg'a i Denise na jakiś czas. - masakra, jakie życie jest skomplikowane. - Za niedługo święta, moglibyśmy je spędzić w Mullingar z twoją rodziną.
-To nie rozwiąże problemu. Prędzej, czy później będziemy musieli wrócić do Londynu. - mruknąłem.
-Ale to tylko parę tygodni, zobaczymy co potem. - położyła swoją ciepłą dłoń na mojej piersi, patrząc na mnie z błagalnym wyrazem twarzy.
-Dobrze, zadzwonię do Irlandii i powiem, że przyjedziemy. - westchnąłem i przyciągnąłem ją do klatki piersiowej. Wtuliła się we mnie mocno, a ja poczułem, że wzdycha z ulgą.
-Co tam?
-Jak myślisz, gdzie będziemy bezpieczni? - zapytał, przeglądając... stany Ameryki? Co?
-Nie wiem, dlaczego pytasz? - byłem lekko zmieszany.
-Musimy wyjechać z kraju. - odparł. Nie no, znowu mamy przechodzić to piekło. On sobie żartuje?
-Ty tak serio? - uniosłem jedną brew do góry.
-Tak. Nawet z rekomendacją twojej żony. - no teraz to mnie zaskoczył. Wstałem i odnalazłem moją żonę. Siedziała w salonie, oglądając razem z naszym synem jakąś bajkę.
-Jak to wyjechać? - nawet nie przejmowałem się tym, że Alex jest obok nas. I tak go to nie zainteresuje. Odwróciła głowę w moją stronę. Analizowała moją osobę z dość niespotykanym wzrokiem. Okazywał bardzo mało. Wstała i pociągnęła mnie za ramię do kuchni.
-Suzie wróciła. Vicki nie jest bezpieczna, więc my tak jakby też. - powiedziała cicho.
-I to jest powód dla którego MY mamy wyprowadzać się do USA? - zaakcentowałem słowo "my", bo to problem Styles'ów, nie nasz.
-A czy ja mówię o nas? - zakpiła. - Chodź moglibyśmy pojechać do Greg'a i Denise na jakiś czas. - masakra, jakie życie jest skomplikowane. - Za niedługo święta, moglibyśmy je spędzić w Mullingar z twoją rodziną.
-To nie rozwiąże problemu. Prędzej, czy później będziemy musieli wrócić do Londynu. - mruknąłem.
-Ale to tylko parę tygodni, zobaczymy co potem. - położyła swoją ciepłą dłoń na mojej piersi, patrząc na mnie z błagalnym wyrazem twarzy.
-Dobrze, zadzwonię do Irlandii i powiem, że przyjedziemy. - westchnąłem i przyciągnąłem ją do klatki piersiowej. Wtuliła się we mnie mocno, a ja poczułem, że wzdycha z ulgą.
***
Wróciliśmy do naszego domu i tak, jak obiecałem Rosalie, zadzwoniłem do Greg'a.
-Halo? - usłyszałem silny, irlandzki akcent po drugiej stronie słuchawki.
-Cześć Greg, to ja, Niall. - przywitałem się.
-O! Siema, stary! Co słychać u Londoners'ów? - zaśmialiśmy się krótko. Odkąd wyjechałem z rodzicami do Anglii, zawsze nas tak nazywa.
-Niezbyt ciekawie, ale jakoś leci. - westchnąłem po raz kolejny dzisiejszego dnia.
-A to czemu?
-Harry chce się wyprowadzić do Ameryki Północnej.
-Przecież dopiero co się wyprowadził od was z domu. Już mu się tam nie podoba?
-Chyba, nie wiem. - Greg nie wie o naszych perypetiach, jakie się tutaj dzieją. - Aczkolwiek, dzwonię z inną sprawą.
-Wal śmiało. - odpowiedział, a ja byłem pewny, że się teraz uśmiecha. Zawsze lubił pomagać ludziom, jak tylko mógł.
-Moglibyśmy przyjechać z Rose i Alex'em do was na święta?
-No pewnie, że tak! - krzyknął uradowany. - To zaproszę jeszcze rodziców i Styles'ów, co ty na to?
-Rodzice na pewno się zgodzą, ale dzisiaj byliśmy u Victrorii i powiedziała, że święta spędzają w nowym domu. - wytłumaczyłem.
-Och, ok. To kiedy możemy się was spodziewać w Mullingar?
-Myślę, że przyjedziemy trochę wcześniej, bo dawno nie byliśmy w Irlandii. I sądzę, że zostaniemy też na sylwestra.
-Ale będzie się działo! Zostańcie, bo szykuje się świetna impreza u nas. Wszyscy starzy znajomi ze szkoły.
-Pewnie. To odezwę się za niedługo i dokładnie powiem co i jak.
-Do zobaczenia, brachu.
-Cześć. - z uśmiechem na ustach, rozłączyłem się.
-I co? - zapytała brunetka, wychylając się zza framugi drzwi do naszej łazienki.
-Grudzień spędzimy w Mullingar. - puściłem jej oczko. Uśmiechnęła się szeroko i podeszła do mnie. Złożyła na moich ustach długiego i namiętnego całusa. - Wynagrodzisz mi to. - mruknąłem, na chwilę się od niej odrywając.
-Mam ci wynagrodzić to, że chcę spędzić święta z twoją rodziną? - zaśmiała się.
-Nie, ale samą fatygę tak. - uśmiechnąłem się cwaniacko i delikatnie popchnąłem ją na łóżko.
Supcio ♥♥♥ (taa wiem bardzo ambitny komentarz)
OdpowiedzUsuńjejku superowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
OdpowiedzUsuńBoskii <3 Oby szybko następny ;D
OdpowiedzUsuń