wtorek, 2 września 2014

Rozdział 2

*Oczami Harry'ego*

-Dzień dobry, tato. - wszedłem wraz z Niall'em do gabinetu naszego ojca. Podał nam rękę i gestem pokazał byśmy usiedli. Gdy wygodnie się rozsiedliśmy, zaczęliśmy rozmawiać.
-Co was do mnie sprowadza? - zapytał odkładając papiery na bok. Oparł się o swój fotel, a ręka wylądowała na podłokietniku. 
-Chcielibyśmy prosić o to, abyś dawał nam pracę do domu. - zaczął Nialler.
-Nie odpowiada wam praca w biurze? - zapytał lekko zdziwiony. Pracowaliśmy tutaj parę lat i nigdy nie narzekaliśmy. Po prostu nie ma na co. Warunki są wysokie, obsługa i reszta pracowników również.
-Nie, wszystko jest ok. Ale chcieliśmy więcej poświęcić czasu Rosalie, Victorii oraz Alex'owi. - wyjaśnił przeczesując włosy ręką. Ja siedziałem cicho, nigdy jakoś nie byłem wyrywny. Poza tym, Niall'a na pewno posłucha. To w końcu jego ulubiony syn, chodź nie wywyższał nas za bardzo, kochał każdego.
-No dobrze, w takim razie zaraz ktoś wam wszystko przygotuje. Coś jeszcze? - widać, nie koniecznie spodobała mu się wieść o tym, że chcemy opuścić biuro, a pracować w domu. Byliśmy najlepsi, tego nie da się ukryć. Zawsze dobijaliśmy targu z innymi na takich zasadach, jakie nam odpowiadały.
-Nie, to wszystko, dziękujemy. - tak właściwie, to nie jest mój wymarzony zawód. Nigdy nie chciałem tutaj pracować. Jestem tu tylko dlatego, że posadę mam od zawsze załatwioną, a ja byłem za leniwy by skończyć lepsze studia i robić co tylko zechcę. Chciałbym zmienić pracę, ale chyba jeszcze nie na to czas. Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do swojego biura. Brat od razu zadzwonił do swojej żony z wieścią, a ja opadłem na fotel obrotowy, myśląc nad wypowiedzeniem. Samo to, że pewnie będę miał problem ze znalezieniem pracy, nie jest dla mnie zbytnio kłopotliwy. Pieniędzy mam dość, wystarczy na utrzymanie. Bardziej zastanawiam się nad tym, jak to powiedzieć Bobby'emu. Wtedy na pewno nie będzie zadowolony.

***

-Zbieramy się? - zapytałem leniwie się przeciągając. Siedzimy tutaj kolejną nadgodzinę, by pozamykać wszystkie, mniej ważne sprawy, by bez problemu zacząć pracę w domu.
-Zaraz. - odpowiedział zmęczony. Ślęczał nad jakąś umową ponad godzinę. Zastanawiał się, lecz nie wiedział co zrobić. Szybko mu pomogłem i wróciliśmy do domu. Wszystkie światła były pogaszone, ale telewizor był włączony. Ściągnąłem płaszcz i poszedłem do salonu. Dziewczyny spały wyłożone na kanapie, a mały Horan bawił się klockami na dywanie.
-Wujcio! - uśmiechnął się, gdy tylko mnie dostrzegł. Ukucnąłem przed nim i zobaczyłem co buduje. Postanowiłem zabrać go ze sobą, więc podniosłem się i wziąłem go na ręce. Poszliśmy do kuchni, a tam zastaliśmy jego tatę, podgrzewającego obiad. Mały od razu chciał iść do niego, więc miałem czas, by przygotować posiłek dla siebie.

*Oczami Niall'a*

Zjedliśmy obiad, który zostawiły nam dziewczyny. Alex nam towarzyszył, w ten sam sposób umilając nam czas. Kiedy skończyliśmy jeść, poszedłem uśpić małego. Pomaszerowaliśmy do łazienki, gdzie najpierw go wykąpałem, a potem ubrałem w piżamkę. Wróciliśmy do jego białego pokoiku, gdzie chwilę poczytałem mu bajkę. Tylko chwilę, bo zasnął w parę minut. Ucałowałem jego główkę na dobranoc i wyszedłem z pomieszczenia. Zszedłem na dół, gdzie w korytarzu zastałem zaspaną Rose. Podszedłem do niej i przytuliłem, całując jej policzek. Oparła na mnie swój cały ciężar, dalej jest zmęczona.
-Co słychać? - próbuje podtrzymać rozmowę, by nie zasnąć na stojąco. Delikatnie się uśmiechnąłem i wziąłem ją na ręce, po czym wróciłem na górę.
-Dobrze. Dostaliśmy z Harry'm pracę do domu, więc teraz możemy spędzać ze sobą jeszcze więcej czasu.
-Naprawdę? To świetnie. - uśmiechnięta oparła głowę o moje ramię. Odłożyłem ją na łóżko, a sam poszedłem do łazienki. Kiedy wróciłem do sypialni, moja żona słodko spała.

*Następny dzień*

Obudziłem się wczas, bo dopiero słońce wschodziło. Cicho wstałem, by nie obudzić Rosalie, a następnie poszedłem do kuchni, wcześniej sprawdzając czy Alex śpi. Obudził się, więc wziąłem go ze sobą na dół. Podszedłem do lodówki, by wyciągnąć ulubioną kaszkę mojego synka.
-Ciocia, to śmierdzi... - jęknął zakrywając swój mały nos. Odwróciłem się do okna, by ujrzeć stojącą tam Vicki, która pali papierosa.
-Miałaś rzucić. - skarciłem ją wzrokiem, po czym odwróciłem się z powrotem do lodówki.
-Myślisz, że to takie proste? - mruknęła sarkastycznie, co ostatnio jest bardzo w jej stylu.
-To przynajmniej nie truj mi syna tym cholerstwem. - wyciągnąłem potrzebne składniki i zrobiłem dla niego śniadanie, kiedy ona wyszła do ogrodu. Tego roku jesień była wyjątkowo ciepła. Jest połowa października, a na termometrze wciąż jest 19 stopni.
-Pójdziemy na plac zabaw? - zapytał, kiedy go karmiłem papką o smaku morelowym.
-Jeśli chcesz, to czemu nie. - uśmiechnąłem się do niego. W tym samym czasie usłyszałem dzwonek do drzwi. Odstawiłem miseczkę na bok i pobiegłem do drzwi. Otwarłem, a za drzwiami stała Tiffany z Oscar'em na rękach.
-Cześć, wchodźcie. - odsunąłem się, by mogli wejść.
-Hej, nie za wcześnie?
-Nie, właśnie jemy z Alex'em śniadanie. - wróciliśmy do kuchni, a gdy spojrzałem na miseczkę, nic w niej nie było. Popatrzyłem rozbawiony na Alex'a, który tylko się śmiał. Otarłem jego buzię i postawiłem na ziemię, by mógł pójść z Oscar'em do zabawek.
-Rose śpi? - zapytała upijając łyk kawy, którą przed chwilą zrobiłem.
-Tak, zaraz ją obudzę. - jak powiedziałem, pobiegłem do sypialni obudzić panią Horan. Chwilę potem, razem zeszliśmy na dół. Przywitała się z naszą sąsiadką i zaczęły rozmawiać. Na szczęście niedługo potem obudził się Harry, więc nie musiałem rozszyfrowywać kobiecej rozmowy.

2 komentarze: