
Skończyłem swoje przemyślenia i głęboko odetchnąłem. Odprężyłem się i choć trochę zregenerowałem siły. Spojrzałem na wyświetlacz mojego telefonu i spostrzegłem, że ten spacer nie należy do najkrótszych. Mam również parę nieodebranych połączeń od mojej żony. Ruszyłem się z ławki, a następnie skierowałem w stronę domu.
***
Odłożyłem klucze na stolik w przedpokoju, wcześniej ściągając kurtkę i buty. Odwiesiłem zimowe ubrania, a kiedy się odwróciłem, spostrzegłem we framudze drzwi moją Rosalie. Patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem, co nie wróżyło zbyt dobrze. Podszedłem do niej i mocno przytuliłem.
-Przepraszam, kochanie. - wyszeptałem wprost do jej ucha. Nie gniewa się na mnie, ale wiem, że zadowolona też nie jest.
-Martwiłam się. Wychodzisz po zmroku z domu, a potem nie odbierasz telefonu. - jej głos lekko drżał. Odkąd pamiętam, zawsze tak reagowała.
-Musiałem przywitać się z Irlandią sam na sam. - wytłumaczyłem. Ucałowałem jej policzek, w tym samym momencie chwytając jej drobną dłoń w swoją. Poszliśmy do salonu i usiedliśmy przed kominkiem, obok Greg'a i Denise. Theo i Alex bawili się na dywaniku klockami Lego. Bardzo długo rozmawialiśmy, tematów nigdy nam nie brakuje. Zapewne dlatego, że rzadko kiedy się widujemy. Zazwyczaj właśnie z okazji jakiś świąt, lub uroczystości rodzinnych.
***

*Oczami Harry'ego*
-Smacznego. - odezwałem się, kiedy wraz z Victorią zasiedliśmy do stołu, by zjeść wigilijną kolację przygotowaną przez nas oboje.
-Smacznego. - powtórzyła cicho. Ostatnimi czasy jest małomówna. Albo śpi, albo robi coś na komputerze. Nie taką Vicki poznałem. Zmieniła się i to bardzo. Może to dziecko? Przez ciążę ma taki zły humor? Tak, wmawiaj sobie, idioto. Jak zwykle musiałem wszystko spierdolić. Przeglądałem oferty mieszkań do wynajęcia w Ameryce, ceny biletów lotniczych i ogólnych informacji na temat życia w Stanach Zjednoczonych. Zostawiłem to na pulpicie i poszedłem do kuchni coś zjeść, kiedy Victoria musiała skorzystać z mojego laptopa i to wszystko zobaczyć. Kolejna awantura, a tak się starałem by jej nie wywołać. Brawo, Styles. Tylko ty tak potrafisz. Próbowałem z nią rozmawiać, lecz wszystko szło na marne. Ona jest nieugięta, zawsze stawia na swoim. Zjedliśmy w ciszy, by przejść do wręczania sobie prezentów. Dostałem od niej średniej wielkości pudełko. Wręczała mi je z wymuszonym uśmiechem, co bardzo mnie zabolało. Odstawiłem je na bok, a sam dałem jej prezent. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy go odpakowała. Dostałem buziaka w usta. Kiedy chciała się odsunąć, chwyciłem ją w talii, by przedłużyć pocałunek. Gdy skończyliśmy się całować, spojrzałem jej w oczy. Zobaczyłem na jej twarzy uśmiech. Tym razem prawdziwy, którego ostatnimi czasy brakuje w tym domu. Tą jakże romantyczną chwilę, przerwał telefon. Wywróciłem zażenowany oczami, kiedy blondynka odeszła, by odebrać połączenie. Usiadłem na kanapie i czekałem, aż skończy rozmawiać.
-Harry... - usiadła obok mnie. - Wyprowadźmy się do Stanów... - powiedziała, patrząc na mnie niepewnie.
*Oczami Victorii*
Podeszłam do stołu, gdzie zostawiłam mój telefon. Podniosłam go i przesunęłam palcem po ekranie, by odebrać połączenie.
-Słucham? - odezwałam się pierwsza.
-Wesołych świąt, pani Styles! - usłyszałam uroczy śmiech mojej przyjaciółki po drugiej stronie słuchawki, co natychmiastowo spowodowało u mnie uniesienie się kącików ust do góry.
-Dziękuję i nawzajem. - odpowiedziałam zadowolona. Dawno nie rozmawiałyśmy.
-Jak święta we własnym domu?
-Dobrze, chodź to gotowanie jest strasznie męczące. - zaśmiałam się, a brunetka wraz ze mną. - A jak święta w Mullingar?
-Jest niesamowicie. Szkoda, że nie ma was z nami.
-Niestety. Ale nadrobimy to kiedy indziej.
-Mam nadzieję. Co jeszcze u ciebie słychać?
-W sumie, to nie jest ciekawie. Znowu pokłóciłam się z Harry'm... - jęknęłam do telefonu, przypominając sobie zeszły tydzień.
-O co tym razem? - dla niej to już nie jest nic nowego, że pokłóciłam się z moim mężem. Można by rzec, że to normalne.
-On znowu myśli o wyprowadzeniu się z Londynu.
-Tak będzie lepiej, Vicki. - odezwała się po chwili ciszy. Jej ton głosu nie był już taki radosny.
-Co? Dlaczego?
-Nie jesteś bezpieczna w Londynie. Musisz się stamtąd wyprowadzić, bo możesz mieć poważne problemy z Suzie. - mówiła bardzo poważnie. Jak nigdy dotąd. Skoro ona tak myśli, to znaczy, że rzeczywiście coś jest nie tak. - To może uratować nie tylko ciebie, ale też Harry'ego i dziecko. - nie pomyślałam o tym, co będzie, gdy urodzi się dziecko. Czy wtedy to ono nie będzie jej celem. - Przemyśl to...
___________________________________________________
Cześć!
Kolejny rozdział za nami. Robi się coraz groźniej ;D
Kolejny rozdział za nami. Robi się coraz groźniej ;D
Dziękujemy za prawie 3.000 wyświetleń i za ponad 13.000 wyświetleń na blogu Everything is Possible!
Do następnego, M&W